Najnowsze wpisy, strona 12


wrz 25 2004 tygrysek i fizyka part tu :D and dis is de...
Komentarze: 8

5 Minut później. Kanciapa Kłapołuchego.

 

-         Dobra panowie, sprawa jest taka, że musimy coś zrobić, aby nasz kumpel skapnął fize. – zaczął Tygrysek – Dawajcie tu wszystko, trzeba wreszcie olśnić naszego Einsteina. Kangurzątko! Ty będziesz moją asystentką i nawet nie próbuj mnie straszyć twoja mamą, bo powiem jej, co robiłeś na ostatniej bibie u Królika! – dodając po chwili.

-         Nooo – sapnął osiołek – do dziś nie mogę zdjąć swojego ogonka z żyrandola!

Kangurzątko dobrze wiedziało, ze sprawa była z góry przegrana. W pełni zdawał sobie sprawę z tego, że jego mama nie może się dowiedzieć o wydarzeniach minionej soboty, kiedy to z kolegami postanowili pożegnać koniec wakacji.

-         Okej, Krzychal teraz patrz – rzekł tygrysek, gestem ręki wskazując krzątającego się przy misce z wodą małego kangurka.

A teraz, aby dokładniej sprecyzować odczucia i spostrzeżenia naszego dzielnego ucznia, spróbujmy sobie wyobrazić całe to doświadczenie, które Tygrysek postanowił przedstawić Krzysiowi wraz ze swoimi dzielnymi kompanami.

Na stole znajdowała się napełniona wodą misa, w której swobodnie przemieszczały się łódeczki zrobione z korka. Na pierwszej znajdował się magnes, zaś druga właśnie została załadowana przez kangurzątko małą stertą gwoździków. Nagle, niewiarygodne! Łódeczki zaczęły podpływać do siebie, zaś odległość je dzieląca powoli się zmniejszała.

-         I co widzisz? – spytał podekscytowany Tygrysek.

-         No nie!!! Czy to nie ta miska, cośmy w nią... ? – Krzyknął lekko zszokowany Krzyś.

-         Nie cepie, patrz na łódeczki! – ryknął podirytowany już Tygrysek.

Ktoś parsknął śmiechem. Nie od dziś również wiadomo było, że Krzyś jest nieco roztargnionym chłopcem :>

-         no ba... Łódki, jak łódki... a kto teraz w ogóle w tych czasach robi łódki z korka? Porąbało was w ogóle, czy co?

-         Ja widzę, że to nie ma głębszego sensu. Spójrz geniuszu – mruknął Tygrysek - Łódeczki, a raczej magnes i gwoździki, które się na nich znajdują oddziałują między sobą, co zresztą można zauważyć widząc, jak podpływają do siebie. Z tego znowu można wywnioskować, że jedno z tych ciał oddziaływuje na siebie i odwrotnie. I to właśnie mój drogi kolego nazywamy wzajemnością oddziaływań. No to czego teraz nie rozumiesz? – spytał zrezygnowany zwierzaczek.

-         Gdzie była ta miska? Myślałem, że dostatecznie daleko ja wywaliłem... okej, okej, rozumiem. Więc podsumowując; niezmiernie ważną cechą oddziaływań jest ich wzajemność. Jeżeli jedno ciało oddziaływuje na drugie, to drugie oddziaływuje na pierwsze.

-         Właśnie tak. Więc jeżeli nawet dla uproszczenia będziesz mówić, że magnes przyciąga żelazo, to zawsze będziesz pamiętać, że równocześnie żelazo przyciąga magnes.

-         Dobra panowie, to ja tak proponuje dla utrwalenia, napić się czegoś zimnego – skwitował Krzyś, a oczy dziwnie mu zabłysły... Bądź, co bądź taka dawka wiedzy daje siłę do dalszego działania.

Całe towarzystwo czekało tylko na to. Cisza nocna, jeszcze długo było przerywana nieustannym śmiechem i wrzawą...

 

a teraz proszem Panstwa jade na weselicho :D

odyseya : :
wrz 23 2004 tygrysek i fizyka part. 1
Komentarze: 11

No wiec bylo juz opowiadanie o pimpku i skoro je przezyliscie to jestem pewna, ze spokojnie moge wam podrzucic nowa lekture... ludziom o slabym sercom odradzam :D

No wiec sprawa miala sie tak, ze musialam przeprowadzic jakies doswiadczenie z fizyki i opisac je z zeszycie. No, a ze mialam za duzo czasu to postanowilam napisac opowiadanko u Kubusiu Puchatku i wplesc w niego watek z doswiadczeniem. Co prawda musialam sie troche chamowac z uzyciem paru slow, ale chyba nie jest, az tak zle :P

" Był ciepły, letni wieczór. Tygrysek siedział spokojnie na werandzie swego domku, popijając z wolna soczek ze swymi przyjaciółmi. W koło panowała przyjazna atmosfera. Niebo było bezchmurne, księżyc świecił, co rusz podmuch wiatru delikatnie potrząsał listkami drzew, w koło słychać śmiech zwierzątek... Ktoś właśnie opowiedział sprośny kawał lub wypuścił sok nosem. Lecz ta oto sielanka nie miała trwać długo...

-         A znacie ten kawał o żabie, która przychodzi do lekarza ze skarpeta na głowie? – Z oddali słychać było głos Tygryska.

-         Tak, tak. Wszyscy go już chyba znamy. – Odparł znudzonym głosem prosiaczek. Jego szklaneczka była już prawie pusta. – Lekarz się zapyta, „o co chodzi?” a ona odpowie mu na to, że to napad. Setki razy już to słyszeliśmy. Skocz lepiej do domu i przynieś nam jeszcze soczku.

-         Nie peniaj prosiak! W piwniczce mam jeszcze cały zapas! A tak bajdełej, znacie kawał o Bolku i Lolku?

-         Majn got – Dało się słyszeć mruk Kubusia.

Zdawałoby się tylko na to czekał Tygrysek.

-         No to jest sobie w namiocie Bolek i Lolek nie? No i Bolek się pyta... a może to był          Lolek? Nie, nie, nie... to  był Bolek. No dobra nieważne. No i Lolek się go pyta...

Nagle ciszę rozdziera czyjś krzyk. Na werandę wpada zdyszany Krzyś. Ledwo co może powiązać słowa...

-         Panowie! Nagła sytuacja! Albo któryś mi pomoże z fizyką, albo nasze upojne wieczorki przejdą do historii! Nic nie kumam z tej fizy! Więc, albo mnie poratujecie, albo skończę w Cambrig’u ( u nas tak nazywa sie szkola za torami, ktora jest przeznaczona na ludzi inteligentnych INACZEJ :P)!!!!

-         Świetnie! – huknął pan Sowa. – Świetnie! No wiesz, nie wiem, czemu tak narzekasz, w końcu to prawdziwe wyróżnienie... Taka renoma, nawet Einstein by się nie powstydził!

-         Ale w tym za torami!!! – krzyknął rozhisteryzowany Krzyś – no ładnie, już się mogę pakować. Słyszałem, ze podobno są jeszcze pod mostem jakieś wolne kartony! Starzy mnie wydziedziczą, jak się o tym dowiedzą!

-         Spoko, spoko – przerwał Tygrysek, a oczy mu się rozjaśniły. Kto wie, a może wpadł na jakiś sprytny pomysł uratowania przyjaciela z opresji, lub po prostu ten soczek... – Spoko mały, a co się właściwie stało?

-         No siedzę se na lekcji, a mi tu wyskakują o jakimś oddziaływaniu. No nic, myślę. Spisze od kogoś na długiej przerwie i będzie git. A tu nagle sorka do mnie, żebym odpowiadał. Włosy stają mi dęba (jakiś picny ten żel chyba), oblewa mnie zimny pot... no i co miałem zrobić? Lipa panowie, lipa! Ni w ząb nie czaję! Bania! Na czerwono! Do poprawienia na szczęście, a jak nie... to nara!

Zapanowała niezręczna cisza. Nikt nie ważył się odezwać słowem. Od zawsze wiedziano, że od kiedy tygrysek podłapał etat pomocnika u jakiegoś nauczyciela fizyki, miał większe pojęcie o fizyce, niż wszyscy tu razem wzięci. Tylko Puchatek nic sobie nie robił z całego tego zamieszania. To on, jako pierwszy zakiblował z powodu fizyki w podstawówce... a może poprostu to ten soczek...

Dobra to robimy tak; Sowa leci po miskę, Królik po gwoździe. Ja, zdaje się, miałem gdzieś magnes. Ty, mały – Tygrysek łypnął wzrokiem na Krzysia – spulaj po korek, ale migiem! Za 5 minut spotykamy się u Kłapołuchego w kanciapie! [...]"

c.d.n.

i jak? :D

I'm a fucking genius, right? :D

odyseya : :
wrz 19 2004 Bez tytułu
Komentarze: 8

hahaha

wlasnie mi sie przypomnialo jak sie wpierdolilam na wieszak na ubrania

ja pierdole, alez bylam wtedy pijana

o nie wyrobie no :D

hahaha

a ja myslalam, ze to drzwi sa :D

a zeby mnie normalnie osralo :D :D :D

odyseya : :
wrz 17 2004 znow maluje...
Komentarze: 8

jednego rysunku nie mozna nazwac znow...

wlasnie tak go nazwe...

znow...

jest wtedy, kiedy anioly ida w boj.

 

Nie chce malowac takim kosztem...

Nie chce malowac przez Ciebie...

To za wiele dla mnie znaczy,

za bardzo mi Cie brakuje...

za duzo energii mam dla Ciebie.

Chce miec znow dla siebie.

A mnie dla Ciebie.

 

 

 

a moze to tylko ta jesien...

zlote liscie...

a ja spadam razem z nimi.

odyseya : :
wrz 17 2004 parksity
Komentarze: 7

jakich interesujacych ludzi mozna spotkac w parku to wy sobie nawet nie zdajecie sprawy! :D

Siedzymy sobie przy browarku ja, Kama, siestra, Adas i Rzeźnik... podchodzi jakis zul... pijany w trzy dupy, geba mu sie smieje i za wszystko przeprasza... przysiada sie do nas, bierze faja i zaczyna nawijac o roznych tam lechtaczkach (uczony jakis chyba :D). W koncu lapie Kame za kolano (przed uprzednim skontaktowaniem sie i zdobyciem pozwolenia) ja oczywiscie pozycja bojowa nr 1 :D siadam na Rzeznika. On juz przygotowany, wie o co chodzi. I tak oto zaczal sie jego etat chlopaka do odwolania. Gosciu dalej o lechtaczkach. Kama widzac co czyni jej madra kolezanka ( w tej roli wystepujem ja :D) powiadamia swojego oprawce o konsekwencjach jego dalszych dzialan, w wypadku powrotu jej chlopaka. Gostek dalej o lechtaczkach. Wywiazala sie rozmowa na temat jej kolana. Ona mowi mu, ze to jest kolano jej chlopaka. I tu padaja slowa ktore zapewne po przeczytaniu przez was tej notki przejda do historii: " to huj nie chlopak! cygan jeden no! " myslalam, ze pekne ze smiechu :D :D :D. Gosciu byl poprostu niesamowity... po rozmowach o lechtaczkach zeszlismy na temat seksu i tego, ze dziewczyny jak widza faceta w mundurze maja kisiel w gaciach :D ( do takiego wniosku doszlam oczywiscie ja - piekna Mery :D) i tak gadu gadu, az wkraczaja nasi chlopcy... Kozon zaczal rymowac... ja spiewac... gosciu niechetnie, ale musial sie zmyc, gdyz wolal go kumpel po fachu :D ten kto powiedzial, ze podroze nie ksztalca ten jest dupek :D i tym optymistycznym akcentem koncze swe wielce wymowne wypociny :D nie omieszkam dodac, ze jestescie wspaniali :D bo jak to ktos powiedzial 'dzien bez wazeliny, jest dniem straconym! ' :D

Buziol w zasmarkane nosy, do pozdrowien dolaczam ejca :D aby tradycji stalo sie za dosc :D !

afe szatany :P

odyseya : :