Komentarze: 7
Mam wrazenie, ze oczekiwania wysuniete wobec mnie przerosna mnie juz niebawem... niebawem, bo w roku szkolnym. Mam dwa miesiace na to, zeby zaczac myslec trzezwo i zastanowic sie nad swoja przyszloscia, a raczej nad tym, zeby jej nie zatracic...
Czuje sie dobrze... bo w jakis sposob zostalam zmuszona do malowania... dostala zlecenie od siostry (sama ja namowilam raczej ;]) na rysunki do pokoju dzieciecego... nic wielkiego, ale jednak... Czytal ktos moze 'spoznionych kochankow' Whartona?? glowny bohater byl ubogim malarzem zywil sie odpadkami, mieszkal na strychu i wszystkie swoje pieniadze wydawal na materialy do malowania (zaraz przed tym, jak zaczal sie pierzyc z 72 letnia niewidoma staruszka :>) ... tak cudownie poczulam sie kupujac za wlasne pieniadze blok techniczny... Chciclabym jeszcze miec tylko cos takiego, co by mnie mobilizowalo do pracy... pomyslow, czasami moze troche odwagi i checi przede wszystkim... chce malowac. Wiem, ze Bog obdarowal mnie odrobina talentu, tyle ze zapomnial chyba o tym, ze do tego potrzeba jeszcze jakiegos natchnienia... fantazji i inwencji... Chce namalowac drzewa utrzymane w pomaranczowej kolorystyce... moze z odrobina fioletu... Nie moge :-(