Archiwum 24 listopada 2004


lis 24 2004 ...
Komentarze: 10

Plakalam dzisiaj... jak BOBER.

Pierwszy raz, kiedy przestal sie do mnie odzywac na lekcji, przerwie... w szkole

Drugi raz, kiedy dostalam to:

' hmmm...słuchaj Agu...chyba jestem winien Ci przeprosiny za dzisiejsze moje obrażenie - chyba wybrałem czas w złym momencie... Może i nie powinienem strzelić focha, no bo w sumie akurat teraz to nie było jakiegoś specjalnego powodu, ale proszę Cię, żebyś jednak pamiętała o jednej drobnej rzeczy - pedał (nawet wyimaginowany) też człowiek - a Ty chyba czasem o tym zapominasz... Znasz mnie już jakiś czas i pewnie wiesz, że naprawde dużo można mi powiedzieć, żebym się nie obraził. Wiesz o tym, że bardzo często obracam wszystko w żart - tak powinno być - jednak wszystko ma swoje granice... Tak się mawia - nawet świnia za dużo nie zje - przychodzi taki czas, że nawet mnie nudzą i zaczynają denerwować Twoje nieustanne, drobniutkie docinki, kopnięcia i walnięcia przez łeb... Nigdy nie zmieni to faktu, że jesteś moją najbliższą, wrednie-lezbijską przyjciółką ;), ale ja też mam coś takiego jak wrażliwość... I Twoje nieustanne odtrącanie w przypadku jakiejkolwiek sprawy - naprawde nie jest miłe... Nie nawołuje tutaj do tego byśmy nagle zaczęli być dla siebie obrzydliwie grzeczni, ale proszę żebyś czasem o mnie pomyślała (nie jak o świni)... Tak jak się teraz zastanowie, że dzisiaj to chyba czarę goryczy z mojej strony przelała Twoja wypowiedź, że tamta śliczna karteczka, co mi żeś ją naskrobała na zajęciach, była zwykłym żartem...Jak już pisałem - chyba za ostro zareagowałem - jeszcze raz sorry... :]Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz - ja też czasem muszę się troszeczke pożalić... Ale........nigdy nie przestawaj być niegrzeczna i impulsywna :)- tylko troszeczke to ogranicz...'

Wrzucamy sobie caly czas, ja go napieprzam, on mnie denerwuje machajac mi caly czas reka przed nosem, nazywam go pedalem, a on mnie lezbijka... Na tamtych warsztatach z poprzedniej notki napisalam mu, ze  posiada wszystkie cechy niezbedne dla prawdziwego przyjaciela... dzisiaj stwierdzilam, ze za duzo klamie i to wszystko co mu wtedy napisalam bylo swirem... na zarty... Przestal sie odzywac. Przestal mi dokuczac. Myslalam, ze nie wyrobie. Dzien wczesniej moj byly przyjaciel robil mi nie wiedziec czemu jakies wyrzuty... poczulam sie okropnie. Na dodatek jeszcze Tomek...

Chcialabym nazwac go przyjacielem, ale nie jestem w stanie powierzyc mu moich najwiekszych problemow. Chociaz chce. I to cholernie bardzo. To przez M. mam teraz taka zajebista blokade :/ Poza tym jakim ja jestem przyjacielem, skoro on mi sie nigdy nie zwierzal?

Nie potrafie miec przyjaciela. Wykorzystuje to zbytnio. Tak to sie zawsze konczy :(

odyseya : :